Rozmawiałem z Laylą co się stało. Powiedziała mi o wszystkim. Jak widać Hypnos coś kombinuje, w końcu po co manipulowałby Mackiem? Nasza dyskusja trwała dość długo. W końcu przyleciała ta nieszczęsna trójka. Byłem tak zły, że zaatakowali moja Saphirę, że miałem ochotę go naprawdę zabić, ale Layla pocałowała mnie w czoło i się uspokoiłem. Poprosiła mnie, żebym zawołał Macka i Gaję.
-Chodźcie
Trochę zaniepokojeni tym widokiem podeszli. Mack patrzył na mnie z zaciśniętymi zębami i gniewem.
-Co robiłeś z Hypnosem? Powiedz o wszystkim - spytała dumnie i spokojnie Layla
-Więc wdrapałem się na szczyt naszych gór i wasza dwójka do mnie zeszła
-Kiedy to było?
-Nie pamiętasz? Tydzień temu
-Czyli po prostu iluzja...
-I jeszcze... - opowiadał dalej - No i teraz jestem tutaj
-Shadow, proszę opiekuj się tą dwójką podczas podróży
-Ale czemu nie mogę iść sam?
-Przydadzą ci się - uśmiechnęła się przyjaźnie i zniknęła. Po chwili Mack mnie zaczepił.
-Widziałeś ją? Byłą tu?
-Oczywiście, że ja widziałem, a ty nie? Słabeuszu?, ale jej
Mack lekko się zarumienił.
-Słyszałem jej głos, ale jej nie widziałem...
-Dobra, wskakujcie na Kone, lecimy
-Ale Kona jest ranna
-To idźcie na piechotę
-Nie możemy jechać na Saphirze?
-Jeśli wam życie miło to nie...
Podszedłem do Kony i dotknąłem ja nosem. W tej samej chwili odzyskała siły.
<Mack?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz