-Pokonać mnie - powiedziała entuzjastycznie Iris
-To było trzy lata temu... - marudziłem
-Czekam na was o 10 na arenie ognia
I poszła. Przez jakiś czas ja medytowałem, Gaja trenowała, a Mack robił praktycznie wszystko.
W końcu wybiła dziesiąta. Wybiegliśmy na zewnątrz. Iris już na nas czekała.
-No to zaczynamy!
Od razu zaszarżowała na nas. Oboje odskoczyliśmy na boki. Wtedy też Iris zrobiła zwrot i podcięła najpierw Gaji, a później mnie nogi. Leżeliśmy. Iris już spadała na nas z wysokości. Kiedy była tuż nad nami chwyciłem Gaje i zrobiłem unik. Oboje staliśmy już na nogach. Tym razem to Gaja rzuciła się na przeciwniczkę. Walczyły blisko. Wtedy też ja złapałem Iris i przytrzymałem. W tym czasie Gaja rozpruła jej brzuch.
Cały pojedynek był monotonny. Po tych zdarzeniach nie działo się nic nowego tylko sama rutyna. Ale koniec końców wygraliśmy. Oboje byliśmy posiniaczeni, ja miałem zakrwawiony pysk, a Gaja coś z tylnia łapą. Poszliśmy do Macka.
<Gaja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz